wtorek, 15 maja 2018

Opowiastka - 28.04.2018

Swojego czasu, nas nastoletnie - mnie i Jagodę, połączyły zainteresowania, konotacje i spójność dusz. Jagoda była piękną dziewczyną, o złotym włosiu (sfabrykowanym), niebieskich, lśniących od łez oczach i jakże kościstej, lecz sensualnej postury. Zamiłowanie do filozofii, beatników i wszystkiego, co z Hamletem związane, pozwalało nam bezinterwałowo prowadzić dysputy do białego, a czasami i zabarwionego różowym chmurem, rana. Pewnego wieczoru, kiedy to rodzice moi udali się w delegację na jakieś przedziwne święto związane z moim wujem, lat 58, dałam znak owej niewieście, coby prędko, chyżo przybyła na biesiadne kontemplacje materii przy czerwonym płynie. Rozmowa kleiła się wybitnie, moje popisowe dania zostały wciągnięte przez dziurkę od nosa natychmiastowo i wszystko toczyłoby się iście perfekcyjnie, gdyby nie... dywan. Matula moja, żona ojca, z płonącą rudą, oplatającą jej znakomite policzki i głowę, zakupiła w niedalekim czasie owy piękny, mięsisty od włókien, szaro - srebrny dywan. Umknął mojej uwadze, gdyż czemu miałabym takowym zapełniać głowiszcze w sennych rozważaniach, lecz - opozycyjnie, matka moja - trajkotała o nim dobry tydzień, dbała, czyściła i pieściła ręką, przesuwając wzdłuż i poprzek włosia. Gdy z Jagodą i płynnym złotem zniżyłyśmy się do parteru, by kontemplować życie przy rozmowie,  nieporadność ręki mojej kompanki przewróciła szklanicę na nowo kupiony wytwór włókienniczy. Szok i paraliż zawładnęły naszymi ciałami, bo chyba żadne rozwiązanie nie dałoby bezśladowego wyglądu sprzed wypadku. Zamyślenie na twarzy Jagody przemieniło się jednak w pewnej chwili w oświeceniową błogość,po czym zakrzyknęła, że oglądanie nieambitnych filmów w dzieciństwie nie poszło na marne! Weszła do kuchni (uf, że babcia, matka ojca kupiła przedtem kilo!), wzięła worek soli i jęła zasypywać słoną zasypką plamę. Kryształ pochłonął obrzydliwą zbrodnię, stając się różową pastą, po czym spłukany nieudolnie w umywalce, odsłonił piękny, niczym nie nadszarpnięty skrawek dywanowy. Matula z baletów przybyła uszczęśliwiona, żadnych oznak destrukcji kilimku jej oko nie dostrzegło. Boję się jednak, że pewnego dnia wstanie zza grobu i wypomni wyrodnej, zdegenerowanej córce, że jej śliczny dywanik zniszczony i o wszystkim wiedziała już w przejściu po zapachu.

                                                                                                       Maja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz