wtorek, 26 czerwca 2018

Kanikuła - Arkadia (5.06.2018)




       Pamiętam lepiące się od roztopionych lodów czekoladowe dłonie; nieznośnie długie spacery, pełne nie rozmów, a słońca; chlupot rzeki obmywający moje stopy. Pamiętam niepościelone łózka i przeciekające przez rolety niebieskie światło. Rozrzucone po podłodze kartki, każda oferująca inną, niebieskawą wieczność. Rozciągająca się w nieskończoność plama barw.
       Stoję na krawędzi - między ułamkiem chwili a niezrozumiale daleką pustką. Pustką powstałą z rozbitych i na powrót zlepionych wspomnień; pustką pustą od rozmów, pełną od myśli. Pustką oddaloną o krok i tysiąc dni.
                                                                                      
                                                                                                  Magda

wtorek, 15 maja 2018

Opowiastka - 28.04.2018

Swojego czasu, nas nastoletnie - mnie i Jagodę, połączyły zainteresowania, konotacje i spójność dusz. Jagoda była piękną dziewczyną, o złotym włosiu (sfabrykowanym), niebieskich, lśniących od łez oczach i jakże kościstej, lecz sensualnej postury. Zamiłowanie do filozofii, beatników i wszystkiego, co z Hamletem związane, pozwalało nam bezinterwałowo prowadzić dysputy do białego, a czasami i zabarwionego różowym chmurem, rana. Pewnego wieczoru, kiedy to rodzice moi udali się w delegację na jakieś przedziwne święto związane z moim wujem, lat 58, dałam znak owej niewieście, coby prędko, chyżo przybyła na biesiadne kontemplacje materii przy czerwonym płynie. Rozmowa kleiła się wybitnie, moje popisowe dania zostały wciągnięte przez dziurkę od nosa natychmiastowo i wszystko toczyłoby się iście perfekcyjnie, gdyby nie... dywan. Matula moja, żona ojca, z płonącą rudą, oplatającą jej znakomite policzki i głowę, zakupiła w niedalekim czasie owy piękny, mięsisty od włókien, szaro - srebrny dywan. Umknął mojej uwadze, gdyż czemu miałabym takowym zapełniać głowiszcze w sennych rozważaniach, lecz - opozycyjnie, matka moja - trajkotała o nim dobry tydzień, dbała, czyściła i pieściła ręką, przesuwając wzdłuż i poprzek włosia. Gdy z Jagodą i płynnym złotem zniżyłyśmy się do parteru, by kontemplować życie przy rozmowie,  nieporadność ręki mojej kompanki przewróciła szklanicę na nowo kupiony wytwór włókienniczy. Szok i paraliż zawładnęły naszymi ciałami, bo chyba żadne rozwiązanie nie dałoby bezśladowego wyglądu sprzed wypadku. Zamyślenie na twarzy Jagody przemieniło się jednak w pewnej chwili w oświeceniową błogość,po czym zakrzyknęła, że oglądanie nieambitnych filmów w dzieciństwie nie poszło na marne! Weszła do kuchni (uf, że babcia, matka ojca kupiła przedtem kilo!), wzięła worek soli i jęła zasypywać słoną zasypką plamę. Kryształ pochłonął obrzydliwą zbrodnię, stając się różową pastą, po czym spłukany nieudolnie w umywalce, odsłonił piękny, niczym nie nadszarpnięty skrawek dywanowy. Matula z baletów przybyła uszczęśliwiona, żadnych oznak destrukcji kilimku jej oko nie dostrzegło. Boję się jednak, że pewnego dnia wstanie zza grobu i wypomni wyrodnej, zdegenerowanej córce, że jej śliczny dywanik zniszczony i o wszystkim wiedziała już w przejściu po zapachu.

                                                                                                       Maja

poniedziałek, 14 maja 2018

Dziura - 26.04.2018





 To był bardzo nieodpowiedni moment. Nie powinnam grzebać w jej rzeczach. Wydawało mi się, że ktoś na mnie patrzy. Przeszukiwałam tuziny skarpet i ubrań z myślą, że znajdę to, czego szukam - dowód. Dowód na dziurę w czasoprzestrzeni, którą chwaliła się przy porannym odgruzowywaniu nóg z włosów. Chciałam zadzwonić do Detektywa, ale wpadłam na lepszy pomysł - wzięłam deski, parę gwoździ i ruszyłam, by ją załatać. Starałam się robić to bardzo cicho, ale nie wyszło... Przy pierwszym wbitym gwoździu, spojrzała na mnie znad swych odgruzowanych włosów i uderzyła mnie deską, aż zemdlałem.

                                                                                                                     Karolina


Mam czarną dziurę w głowie. Nie wiem, która godzina, ani jaki jest dziś dzień. Przeglądam tygodnik z myślą, że znajdę tam coś równie interesującego, jak mój charakter. Kruszy się z dziury w głowie, co uniemożliwia mi zrobienie dorodnej, aksamitnej jajecznicy. Postanawiam, że za parę minut wstanę i odetchnę powietrzem czystego pichcenia. - Fuuj, spalona - z niechęcią kręcę nosem. Ale szybko zdaję sobie sprawę, że spalone jest, a i owszem, ale na pewno nie jedzenie (a tym bardziej jajecznica). Niestety, ku mojemu przerażeniu, były to moje włosy.

                                                                                                                     Marta


Spojrzałem na ścianę i zobaczyłem małą, czarną dziurę. Wydawała się niezwykle tajemnicza i korciło mnie, bym podszedł. mokra mgła sączyła się z dziury, a lepki, mroczny pomruk syczał z głębiWetknąłem tam swój palec z nadzieją, że nie trafię na żaden zardzewiały gwóźdź. I miałem rację! Gwoździa nie było, tylko jakaś paskudna, lepka maź. Maź, lepko owinięta wokół palca, spływała z paznokcia i z głośnymi odgłosami mlaskania kolejne krople spotykały podłogę. Nie przeraziło mnie to, byłem zaintrygowany. Spojrzałem w dół i ujrzałem dziurę w podłodze.

                                                                                                                 Patryk


Rozległa w moich spodniach, niewygodna, a jednak przyjemna. Zaczynała się nieco ponad kolanem. Przypominała mi o najlepszej chwili mojego życia. Może zrobię sobie drugą - pomyślałam. Spoglądam, patrzę, nasłuchuję i ... czekam w błogiej ciszy. A tu się cholerstwo rozrywa na pół łydy, jak ja wyjdę na zakupy ku półce z darmową śmietaną przy zakupie dwóch. Szybko pędzę do pakietu awaryjnego, gdzie zazwyczaj przechowuję plastry naprawcze, tylko, że tym razem ich tam nie było - zastałam TO. Zastałam dziwną pustkę, w moim plastikowym pudełku na awaryjne plastry nigdy nie było pustki. A tam...

                                                                                                                  Ania


Do niedawna miałem tę lukę w pamięci. Czegoś zapomniałem, może kluczyków, lub... Wiedziałem jedynie, że to coś było niezwykle ważne i że zdecydowanie nie powinienem tego zapomnieć. Próbowałem nakierować na to myśli, ale nic nie pomagało. Zacząłem się rozglądać z nadzieją, że sobie przypomnę. Moje myśli skierowane były tylko na tę rzecz, to był mój priorytet.Pomyślałem jednak, że przedtem skoczę na jednej nodze, by zakupić plaster, lateksowy, z dodatkowym pasmem chłodzącym w razie poparzenia wymiar 15 mm na 55 mm. Gdy byłem w powietrzu, wpadła m ido głowy ta myśl, przewracając się, poczułem w dłoni swoją zgubę - marzenia trafiły na swoje miejsce.

                                                                                                                    Filip


  Bolesny upadek dał się odczuć mojej rzyci.  Przy okazji, moje spodnie z wywietrznikami do kolan się rozdarły. Byłem niezadowolony, wydałem na nie całe moje dotychczas zarobione pieniądze. A trzeba zaznaczyć, że dużoicj nie było, więc należało coś z tym strasznym fantem zrobić. Uznałem, że to najlepszy czas na zmianę  - nie tylko spodni, ale i życia. Poszedłem do sklepu z ciuchami. Przeglądając nudne i kiczowate ubrania, dostrzegłem go. Ją, znaczy się, nie zauważyłem dziury przy drzwiach, gdzie wpadłem nieumyślnie i obiłem ponownie rzyć, co uniemożliwiło mi życiową zmianę.

                                                                                                                     Maja


Ogromna, tajemnicza i pusta dziura wędruje po moim umyśle. Jest czarna, pulsująca i echem dochodzi z niej mój krzyk. Mam wrażenie, że zaraz mnie przerośnie - ten prehistoryczny jazgot. Nieudolnie próbuję ją zagłuszyć tandetną piosenką z lat trzydziestych. Ale dziura uparcie obija się o ścianki mózgu i przyprawia o wymioty. Nie mogę nic z nią zrobić, chciałbym oddać się pustej obojętności. Wędruję bez pomysłu po dawnych wspomnieniach. 

                                                                                                               Mateusz





 
 


poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Wspomnienie. Żarcie. (17.04.2018)



Po nosie cieknie mokra strużka potu
zdradziecki dla małej mnie
piasek obkleił włosy jak oset
złote, twarde jak proso pod koniec sierpnia,
nie wyczesane od czasu
leniwego śniadania.
Parujemy od soli w  wodzie i nie ma tutaj
 nigdzie kawałka plaży gdzie będzie mnie wszystko
boleć od braku jego palców na moim karku
jeśli tutaj mam móc wszystko
to tylko przez oczy z uśmiechem wtopione w siebie
oczy kogoś z kim zrywam w domowym ogrodzie nabrzmiałe
figi i jemy je łapczywie z dłońmi obklejonymi nocnym sokiem
jeśli tutaj mam się stać, to nie mam nic na przeciw
gdybym mogła rozgnieść te dni, wrzucić w kieszeń do spodni i nosić je
każdego dnia
kupić wszystkie brzoskwinie, które tak lubi, na tutejszym bazarze i wycisnąć z nich
esencję tak gęstą, jak nocne rozmowy i podarować jej ją w podziękowaniu
to cały świat zwolniłby od jej uśmiechu, zastygły pod jej rzęsą.


Indyjska wycieczka all- inclusive

PRZYPRAWY
ODPRAWY
WYPRAWY W DALEKIE WSCHODY
ZEŻARŁO
I ŻARŁO
OBŻARŁO
GOSPODARZU - WOŁA
WOŁU DAŻ ŻE?
A NIE! ŻAR/CIE POCHŁONIE
NICPOTO NIC PO TOBIE
TUTAJ W DELI
PIEPRZYSZ ODBEKNĄŁ
PIEPRZEM OKRASIŁ
NOGĘ, NUŻEŃKĘ W
GALANTYNIE
GOSPODARZA
ŻARŁ.
ŻARŁ.
A WOŁA TEŻ
ZEŻARŁ.

ŻARCIE
Żar ciebie
dogasa wygasa na
wilgotnej skórze
pozwolisz mi
zrobić dla ciebie wszystkie
potrawy i wetknąć je pod
drzwi
nie proszę o dużo

                                                                                            Maja


Siedzi na murku i patrzy głęboko w zachodzące słońce.
Rzeka, ulice, dachówki i biurowce mienią się w tańczących promieniach.
Uśmiecha się. Miasto wygląda pięknie.
On też czuje się piękny.
Odwraca się i spogląda na jego szczery uśmiech.
Oboje szczerzą się do siebie.
Wygłupiają się, śpiewają, bawią...
Ich dusze tańczą ze sobą, otoczone szczęściem gęstym jak różowa
wata cukrowa.
Wspaniały dzień.
Wspaniałe miasto.
Wspaniali ludzie.


Rzucają się Wszyscy. Na jeden, nieznaczący produkt za pól ceny.
Masa przepycha się. Ktoś krzyczy. Inni się biją.
Czarna koszulka z odblaskiem "ochrona".
5 latka płacząca po stracie misia.
Brudne posadzki i szyby.
Uśmiechnięte, lecz wyczerpane sprzedawczynie.
To wszystko nie ma najmniejszego sensu.
Żadnej tu kwintesencji życia.
Każdy raduje swoją duszę, jednakże wie, że to tylko ułamek szczęścia.
I choć są wśród tłumu, znają to błogie uczucie pustki otaczającej
ich z czterech stron.
Ludzie smucą się na myśl, że w domu znowu podatki.
Żremy wszystko. Za pół ceny.

                                                                                        Mateusz                                                                         


Przy bryzgającym zwierzu postawiono ławę,
Strzegła ona ziejącego szumem kanału.
Zająłem się dokładnym rozgrzewaniem,
kompletnie nie przewidziałem
ataku z zaskoczenia.
Do gry wszedł stwardniały gigant,
który zaczął mnie naciskać.
Zapierając się nogami przystąpiłem do kontrataku.
Wbiłem kajaki sznurowane w bruk,
podsunąłem naelektryzowany grymas
i zrealizowałem wymyślny plan.
Uskrzydliłem przepychankę,
błogie wspomnienie zidealizowanego życia.
Ach, ten bryzgający zwierz...
misterność znaczeniowa pomyślności.


Z samego rana zabrzmiał mój bęben.
Przyjąłem formę ubraną i nasypałem strawy dla ćwiercza.
Użarł mnie przy tym,
acz nie boleśnie.
Przesunąłem się po tym do kuchniospalni.
I, zamiast groma chmur azjowych,
upodobałem sobie owoce wprost kurze.
Rozgrzałem dysk chropowaty i wrzuciłem ekstrakt z wieprza.
Udusiłem tryjaja.
I choć nie prosto z ziemi,
to sadzone.

                                                                                      Filip





środa, 18 kwietnia 2018

Odnalezione (Spotkanie)



Spotkały się pola kwantów
w absurdalnej pustce istniejącej chwilę próżni.
Spotkała się garść gluonów
wymieniając przelotnie trywialne bozony.
Wirtualne cząsteczki przepełniające każdy cal powietrza
spotkały się z prawdopodobieństwem, by zniknąć z istnienia,
zwolnić miejsce na podświadomość,
zrobić wielki skok, nieodczuwalnie zmieniając linię czasu,
przybrać jeszcze trzy wymiary,
uwolnić kilka reakcji chemicznych
tylko po to, by potwierdzić,
że cieszę się, że cię spotkałem

                                                                                  Łukasz (dawno temu, w październiku)


Kostka lodu spotyka zęby, boli ale tylko przez chwilę.
Język pali, ale umysł pozostaje nieczuły, tak, jak już od dawna.
Przyszłam tu spotkać kogoś dawno niewidzianego.
Przyszłam tu spotkać samą siebie, ale uparcie
nie mogę do siebie dojść.
Ale spokojnie, poczekam.
Poczekam.
Jeszcze jedno uderzenie życia.

                                                                               Ania Z (dawno temu, w październiku)


Skroń o skroń
język o język
poruszanie wędzidełkiem
bezszelestnie
ale z wyczuciem
poczuciem wstydu
sponiewierani
roztarci palcem o blat
milczymy o sobie
o sobie
mówiąc

                                                                               Maja (dawno temu, w październiku)

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Życie. Centrum na poboczu - 10.04.2018


Stoi, jak ten słup. Ile można palić tego papierosa! Mężczyzna w bordowym płaszczu i czarnym kapeluszu od piętnastu minut stoi i pali papierosa. Jestem wzburzona jego zachowaniem, moje miny nie pomagają, poprosiłam, by się przesunął - też bez skutku. Ten gbur nie słucha! Cały dym leci na mnie i na nowo zakupiony tomik wierszy Mickiewicza. Co prawda ja też mogłabym się przesiąść, ale mam zbyt upartą duszę. Pomimo trudów i znoju, będę siedziała na zielonej ławeczce i czytała! 
Biorę książkę, otwieram ją, gdy kolejna fala dymu zlatuje na mnie niczym ciężki głaz. 
- Echem - ostentacyjnie kaszlę, by  dać temu nieempatycznemu mężczyźnie do zrozumienia, iż dym, który wypuszcza, bardzo mi przeszkadza. Mężczyzna patrzy na mnie dopalając papierosa, po czym siada obok mnie na zielonej ławeczce. Ignoruję go. Staram się zanurzyć w świergoce ptaków i poezji.
Mężczyzna lekko zagląda mi przez ramię.
- Mickiewicz? - Marszczy brwi. Spoglądam na niego ze zdziwieniem i kiwam głową. Czytam. Po chwili elegancki mężczyzna klepie mnie po ramieniu, rzuca jakąś karteczkę i odchodzi. Niepewnie ją podnoszę, i czytam. "Przepraszam, że celowo dmuchałem na ciebie dymem. Myślałem, że czytasz Słowackiego".

                                                                                                   Ania


Przyświecony punkt w ciemności
albo nawet 
              zgaszony
lecz mimo to wystarczająco ważny
jakiekolwiek odcienie kolorów świateł czy
rodzaje ciemności
              by go otaczały

cichy
jaskrawy
jeszcze nie zidentyfikowany
bez metki
              otoczenia
                     widowni
tak bardzo czysty
nieskażony

ciesząc się, że jest na poboczu
biegnę
do niego
nie skupiając się na światłach
aby jako pierwsza
dobrze i odpowiednio
i nie zawładczająco
przyprawić mu
               moją barwę

                                                                            Diana


Dlaczego tak wolno idziesz?
Nie dążysz do swoich celów?
Po co to robisz?
No dalej, czekam i czekam...
Próbuję cię skarcić, jednakże wiem, że nie dorastam do twoich pięt.
Czemu mi nie pomożesz?
Ach, rozumiem. Ja też nie pomagam.
w takim razie, czemu nie nakrzyczysz?
Nie krzyczysz? Nigdy?
No tak...Nic nie szkodzi.

Modlisz się, ja też, jednakże tylko jedno z nas wie, że daleko jest centrum rozkoszy.
Stoimy w miejscu na pustym poboczu.
Odpowiedzi są TAM, nie tu, jednak ty odwracasz się.
Czemu się cofasz?
Halo?
Miałeś cel. Nadal go masz, prawda?
Nie?
Nic nie mówisz...
Odchodzisz bez słowa, a ja czekam nadal w tej głuchej ciszy.
Ciszy tak cichej, że aż krzyczy do mnie.
Nie robię tego dla siebie
Robię to dla ciebie.

Kocham cię, a ty tego nie widzisz.


                                                                  ***


Zegar tyka
tik - tak
t i k  -  t a k
t...i...k...   -   t...a...k...
Zegar nie tyka

                                                                                                      Mateusz


Dwa punkty oddalone od siebie 
linią prosto - krzywą
zostały powszechnie przyozdobione
obumierającymi plotkami.
Co to znaczy "naprawdę żyć"?
Czy życie musi być tak hucznie ogłaszane?

Meta jest przecież wielkim celem.
Start może podjąć każdy.

Umrzeć wśród konfetti i głośnych trąb
to sztuka sprawiania radości z przebiegnięcia Mety.

Każdy strzał Startera przynosi kurę
żaden jednak hodowca nie powie wprost, 
że czyjaś kura jest lepsza od jego.
Z kolei celny strzał Startera może przynieść Kurę
Kura zaś -złote jaja, dobrobyt
i znak nieustającego bogactwa.
Wszechbycie,
nie staraj się o podatność na choroby.
Myśl raczej o starym porzekadle
odpowiadającym wymaganiom jednostki.

                                                                                         Filip







Versus Quadratus - 4.04.2018



Słowo       było          na      Początku
było          nadzieją    na      czas
na             na              na      na...
Początku  czas           na...   NAS!

                                                                               wspólnym wysiłkiem

mix - (miriady, płatki róż, droga, serce, ptasi lot) - 22.03.2018



Kiedyś mu powiem
Szepnę na ucho
By i on spojrzał w górę
i zobaczył... gwiazdy, miriady gwiazd

Obejmę go ramieniem tak delikatnie
Jak upadek płatka róży
Jednocześnie tak mocno i zimno
Jak kiedyś ona wbiła kolce w me serce

Drogie dziecko już ci gwiazda nie pomoże
Za późno wszystkie już zgasły
Żartowałam, że były
Ich nie będzie tak jak jej już nigdy

                                                                                                     Ania


Miriady kropel krwi spadających do wody, przypominają mi drogę ptasich serc lecących, by zobaczyć lepsze jutro.

                                                                                                       Klaudia


Ten strach, co odwiedza mnie co wieczór,
co obchodzi mnie dookoła raz po raz i dusi lekkim, ptasim dotykiem'
co drąż we mnie tunele, dziurawi tętnice,
ten strach pokrywa dłonie krwią - żywą, czerwoną jak zgniecione płatki róż -
krwią prosto z serca.
Ten strach całą noc siedzi na moim ramieniu,
wlepia dzikie spojrzenie
w miriady czerwonych kropelek w zlewie.
Milczy.

                                                                                                     Magda


Droga przez miriady serc.
Jakież to nieudolne
mieć nadzieję żepochylisz
się nad tą właściwą różą,
zanim zdąży uschnąć,
a jej płatki będą mieć bardziej
bolesny lot, niż
jajko, które wypada z ptasiego gniazda.
Lepiej się potknij,
to nie będziesz sobie wmawiać.

                                                                                                Karolina

Linie wysokiego napięcia



Zawodzący wiatr
przebiera soplami - palcami ptasie pierze.
wiatr hucze i grzmi, zaplata płatki śniegu,
zwija linie wysokiego napięcia w pajęczyny.
Szarpie włosy, kąsa dłonie, wypełnia uszy.
Wobec wiatru - człowiek - mała drobinka.
Rozwiewany szron za oknem.
Kaprys wiatru niesie go pod obcy próg.
Kłuje w nos. Ciągnie za szalik. Podstawia nogę.
Sfora dzikich wilków.
Rozerwie niebo kłami.

                                                                                        Magdalena  (01.03.2018)

Wykreślanka z tekstu - 27.02.2018



Czasami czuję się, jakbym był w dramacie. W sztuce, która jest podzielona na sceny. W pewnym sensie, życie jest takie - występują  w nim postacie, które odgrywają bardziej znaczącą, bądź mniej znaczącą rolę.

                                                                                                                    Ania


Czarne kobiety mówią z ironią "ja". Niezliczone ofiary świata, który dorasta w okolicznościach klęski. Stajemy się nimi, upodmiotowionymi siostrami. Związane przez obojętność, dla porządku przestają być. Identyczność kryje się bliżej przyszłości. A ona jest wbrew konstytucji.

                                                                                                                  Karolina


Próbowałam z nią o tym rozmawiać. Pytałam: "Czego się boisz?" Ale w ciągu dnia nic ją nie obchodziły strachy. Wydawało jej się, że noc będzie za sto lat. Nie myślała o tym. Ale ten mężczyzna po przeciwnej stronie ulicy... Biedactwo. Wyrośnie z tego. Bała się. Tłumaczyłam jej wtedy, że to bzdura. Powiedziała, że był wypadek. Ale wszystko będzie w porządku. Przytuliłam ją. Była zimna jak lód. Wyglądała, jakby spała, tylko usta miała sino-niebieskie.

                                                                                                                    Marta


Sądzę, że choćby  moje własne obsesje domagają się wysłuchania.Wyraźnie wpływają na moje odczytanie świata. Podkreślam raczej te bajeczne, ponieważ mnie samą fascynuje spektakl dwuznaczności postaci. Chaos, opowiadanie skomplikowanych baśni, myślenie o świecie nieświadomą grą wyobraźni - żywe przykłady, czym powinien być kolaż misternej poezji uczuć.

                                                                                                                   Nina


Obecność innych przynosi mękę, upokorzenie i wstyd.
Każdego dnia wchodzę do windy.
Winda nie jedzie do nieba.
Zjeżdżam nią na samo dno.
Głęboko w ciemności doświadczam kilku chwil czystej radości.

O samotności opowiada czarno-biały obraz.
Pokazuje sceny z życia. 
Ludzie wyglądają przez okna, czekają...
Ulicami, przez most, ciągnie się demonstracja.
Mieszkańcy nieprzystający do świata,
Schowani we własnym cierpieniu,
Boją się wydarzeń.
Nie wiadomo, co będzie jutro...

Dziewczyna trąca chłopca palcem w policzek
Zagląda pod powiekę
To szorstki dotyk
Dziecko wie, że to nie  boli
Dziewczyna opuszcza głowę

Choć z pozoru nic się nie dzieje
Mózg, serce, oczy przewierca brutalność
Tak rodzi się miłość
A po niej śmierć...

                                                                                       Mateusz


Wszystko - okulary, chusteczki do nosa,
plakaty kinowe, które przed chwilą miałem jeszcze w ręce.
Wszystko staje się problemem.
Nieustannie piętrzą się,
nie do przebycia, 
zbyt wyczerpujące,
zajęte,
straszne,
nierozwiązywalne i takie ponure.

Niechby wszystko się skończyło -miłość i śmierć.

Zakończyć życie przed czasem i Sądem Ostatecznym.
Skończyć raz na zawsze.
Spokój.
Żadanych zakłóceń.
Tylko słowo "koniec".

Nie chcę już niczego.
Chcę tylko, żeby mnie nie było.

                                                                                  Magdalena

czwartek, 8 marca 2018

Ósmy Dzień Marca. (Jestem kim jestem).



Nic nie wiem - to ja wiem.
Już bardziej opłaca się być kosmitą
                                            Nina

 To my jesteśmy linią życia
Darczyniami przyszłego pokolenia.
sercem bijącym na tej ziemi.
                                           Ania

Wiem, że nic nie wiem. Jestem po prostu człowiekiem. Popełniam błędy, złe wybory. Jestem mężczyzną, jestem mniejszością.
                                          Patryk

Jestem kobietą, od kiedy pamiętam. Nie każda kobieta urodziła się by począć nowe życie. Każda, by odkryć coś nowego.
                                         Klaudia

Jestem, kim jestem. Dziewczyną, na którą składają się setki lat walki o wolność bycia sobą. Tysiące historii kobiet dyskryminowanych przez wieki. Miliony przelanych łez i niepowodzeń. I w końcu ja - wynik dodania tego do siebie.
                                         Marta

Jestem, kim jestem. Niepojęty przypadek, jak każdy przypadek.
Robię tak, jak myślę, myślę tak, jak robię.
Wplatam swoje zdanie w inne i  zagłuszam swoje
zdanie w innych. Potrafię kochać, szanować, tolerować
jednocześnie nienawidząc, ignorując, nie akceptując.
Kieruję się swoimi poglądami, jednocześnie podążając za masą.
Mam własną wolę, odbieraną przez siły wyższe.
Moja dusza jest moja, niestety, zapełniona przez inne wytwory.
Jestem większością w mniejszości -
po prostu jestem, kim jestem.
                                        Mateusz





wtorek, 27 lutego 2018

Napisane



W napisanym piekle jest scena,
w napisanym niebie jest życie.
W piekle na scenie: mimika,
gesty, aktorzy, gra aktorska, rekwizyty.
W niebie zapisana kartka,
 na niej napisany tekst, napisane
słowa przedstawiają chmury.
W piekle na scenie stres i zmęczenie,
kurtyna opada.
W niebie gra muzyka i napisano
trzy kropki.

                                                                                                      Emilka T.

Napisane



Blask, nowy początek... kolejna pustka
Błękitne niebo, wiatr unoszący kolejne dusze
Włosy, oczy, czysta łza, piegi, sine usta
Blada szyja, dekolt, ciche zdanie "nie muszę"

Długie nogi, stopy stąpające po rosie
Wilgotny mech... I otchłań schowana za kurtyną
Fotograf uwietrzniający każdą chwilę
Autor piszący nowy początek...Kolejną pustkę

                                                                                                         Mateusz

Napisane



Nastała nicość w moim ciele.
Brak tętna, oddechu.
Moja dusza bez żadnej konstytucji
Unosi się z uwielbieniem ku błękitowi nieba.

Teraz wyrzucam z niej wspomnienia,
oczyszczam ją całkowicie.
Wprawiam się w stan zapomnienia,
 by być czystym, falującym na wietrze duchem.

Jestem już nad wami.
Wasze napisane z błędem ciała
otaczają moje
z nieszczerym smutkiem.

Kody, które nade mną wypowiecie
znikną tak szybko jak wy
rozejdziecie się do domu
z żalem

Nie popijajcie po mnie smutku kakaem.
Ja tu jestem, nad wami
latam w zielonym swetrze od babci.

                                                                                                                       Ania

Napisane



Oślepił mnie napisany blask księżyca. Pod sobą poczułem napisane liście i gałęzie. Spływały po mnie krople deszczu - nieziemska inspiracja i spokój, nieznany mi wcześniej. Przede mną ukazał się wodospad napisany czernią. Ptaki i gwiazdy widziałem nad głową. Szedłem do przodu, gdzie widniało jezioro. W środku mojego wielkiego, napisanego lasu. 

                                                                                                         Patryk

Napisane



Może być milion powodów, aby zostało napisane.
Napisany świat, a w nim napisani ludzie, dźwięk, zwierzęta.
Było napisane o wschodzie słońca, przy blasku księżyca.
Przy niewiadomej okazji, gdziekolwiek, kiedykolwiek.
Napisane milion powodów,
składających się w niewiadomą całość.

                                                                                                           Julianna

Napisane



Zdjęcie napisanego świata.
Najpierw spojrzenia odbijające się gdzieś w prochu.
Mamy za sobą uśmiechniętą kroplę początku.
Deszcz pozostawia ruchliwe odcienie.
Choroba rozwija, odbija człowieka.
Śmierć.
Spojrzenie początku napisanego czasu.

                                                                                                 Diana

Napisane



Ludzie nieustannie płyną przez morze; tonąc w blasku księżyca nie doświadczają ani miłości, ani promieni słońca. Nie żyją. Oni tylko poruszają się w oceanie myśli, mówiąc, jaki to piękny jest świat. Mimo że naprawdę tylko snują knowania co do innych. 

                                                                                                                             Nina

Napisane



napisana myśl
napisani ludzie
napisany czas
napisane wspomnienia
napisana nadzieja
napisana odległość
napisany ból


                                                                                                         Kasia

sobota, 24 lutego 2018

Brzydota



Lodowaty wiatr przeszywa moje dłonie. Czekam; myślę. Świat jest bury, jak zwykle. Bure chmury, bury beton. Zza zeschniętego świerka, rosnącego na czyjejś posesji, wychyla się kot. Moje czekanie nagle się kończy - myśli jak rzepy przylepione do kociego ogonka, zaczynają się kiwać. Tykają. Jak metronom. Wraz z nim. 
Wyciągam łagodnie lodowate dłonie; istota koślawo, niezdarnie podchodzi. Miękkością roztkliwia się pod palcami. Przymyka brudne oczy. Z gardła zaczyna dobywać dźwięk - jak kaszlący, dławiący się kran, rdzewiejący od lat. Niewdzięczne mruczenie. Między czarnymi łatami sierści rozlała się biel - teraz zszarzała. Jakby nasiąkła burą rzeczywistością. Poszarpane uszy, niby obsypane śniegiem. Istota niepiękna. Godna pożałowania.

                                                                                                       Magda

Brzydota



Porozcierane z kącików ust
zaschnięte kawałki Snu
nabiegłe z koszmarnych bruzd
uśmiechy
po oku spływa mara wykolejona
językiem zza zębów odklejam
przygryzione przez sen poliki

                                                                                                 Maja

Brzydota



Nie rozumiem tych granic. Ostrych i niezacierających. Ludzie, jakby na siłę, starają się ich trzymać. Jak gdyby świat bez tych wszystkich schematów miał zginąć. Inni starają się oddzielić wszystko mocną granicą, która wskaże im drogę. Oni boją się świata, w którym wszystko się rozmywa. W którym istnieje płynna granica między pięknem a brzydotą, prawem a bezprawiem, dobrem a złem. Wystarczy się tylko mocniej zagłębić w strukturę naszego życia. Nic nie jest czarne lub białe. Nie można wszystkiego objąć tylko umysłem. Ludzka natura jest bardziej złożona od zwykłej logiki i prostych faktów.

                                                                                                        Marta

Brzydota



Zauważyłam dziewczynę, była zapłakana.
- Co się stało? - zapytałam.
- Jestem brzydka - odpowiedziała.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo tak uważam.
- Czy tylko dlatego płaczesz? - Zaśmiałam się lekko.
- To, że jestem brzydka, nie znaczy, że powinnaś się ze mnie śmiać! - oburzyła się.
- Nie zauważyłaś, że to nie problem? Popatrz: mama tego chłopca właśnie trafiła do szpitala, mąż tej    kobiety wyjechał na wojnę i nie daje znaku życia. Uśmiechnij się i przestań płakać.
- Dziękuję - powiedziała - żyję nie po to, by cały czas smucić się problemem, którego nie mam.

                                                                                                    NN

Brzydota



Szczodrze brzytwą
Jerzy bryt ciął.
Ciąc z łoskotem
brzytwę kotem -
jakże śmiało
jego ciało
pod brzytwą się uginało,
gdy go golił.
Czyn to smutny
i okrutny,
bo kot Brykiet
uciekł z krzykiem.
(...)
Kot się spłoszył
i nastroszył -
co sąsiadka
(rzecz nierzadka)
gdy dostrzegła,
to się zlękła.
Aż wygięła się,
rozgięła
i wrzasnęła
tak do kota:
"fe, brzydota!"
Tak do kota rzec,
to naprawdę
straszna rzecz.
Więc, choć ogon wygolony,
kot obsikał jej zasłony...

                                                                                                                 Karolina


Brzydota


Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu stykam się z czymś, co jest takie. Inne. Inne niż wszystko, co dotąd widziałem. Ten widok był tak porażający, że aż przerażający. Nie spodziewałem się, że przeżyję kiedykolwiek taki wstrząs; nie sądziłem nawet, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Moje oczy rozwarły się szeroko ze zdumienia, usta wylądowały głęboko pod stołem, a ręce opadły niezwykle wręcz nisko. Stałem oniemiały, nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa, czułem się jak sparaliżowany. Jakby ktoś odebrał mi władzę nad moim ciałem. Myśli, dotąd skłębione i poplątane, nagle znikły, rozmyły się, ustępując miejsca tej wielkiej, zdumiewającej pustce, jaka ogarnęła mój umysł. To było niesamowite, wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju przeżycie... Jak bardzo to było brzydkie i okropne!


                                                                                        Darek (gościnnie)

poniedziałek, 12 lutego 2018

mix (wielość światów, strumyk, księżyc, ciemność, słońce, zadufanie, nie wiem, istota, czarne włosy, ziemia, wyspa, cień).


Patrzyłem przez okno w bezgraniczną ciemność. Ziemia już była pogrążona we śnie. Ty pewnie też. Ostre światło księżyca nie dawało mi spokoju. Cały strumień mojej świadomości skierowany był na ciebie i "co by było, gdyby?" Kompletnie nie wiem, co wydarzyłoby się, gdyby istniała wielość światów. Gdybyśmy w całkiem innym wymiarze mieli szansę spróbować jeszcze raz. Czy słońce wzeszło dla nas ten jeden, ostatni raz? Nie dałbym ci być ani chwili dłużej samotną wyspą, która jak cień snuje się po zakamarkach mojego umysłu.
W samej istocie, dobrze mi jest samemu. Naprawdę, radzę sobie całkiem nieźle. Nie irytuje mnie już dłużej twój bałagan, który zawsze zostawiałaś, albo to sztuczne zadufanie w sobie. Ale gdy spoglądam na moje życie, czuję, że brakuje mi jednego elementu. Tego drobnego fragmentu układanki, który sprawiał, że mogłem być w pełni szczęśliwy. Jedyne, co teraz mogłem czuć, to dotkliwą pustkę, która nie pozwalała mi spać w nocy. Muszę jednak wciąż żyć w naszej bolesnej rzeczywistości. To chyba brak twoich czarnych włosów rozsypanych na mojej poduszce.

                                                                                                               Marta

mix (wielość światów, strumyk, księżyc, ciemność, słońce, zadufanie, nie wiem, istota, czarne włosy, ziemia, wyspa, cień).


Czy tamten stary, siwy człowiek był zadufany? Wiem, że rozmyślał... Jak to jest możliwe, że on jest jedynie zwykłą istotą rzucającą cień na ułamek historii?  Tkwienie przy ziemi to zwykły stan.
- Słońce i księżyc nie są dla nas ważne, kiedy nadchodzi nasz koniec. Wielość światów jest jedynie zwykłą tezą, nie potrzebną nam do życia - myślał, siedząc na rozkładanym leżaku. Obok szumiał niewielki strumyk. Pośrodku znajdowała się mała wyspa, gdzie biedne mrówki utknęły otoczone wodą.
- Jestem jak one... Całymi dniami wykonuję różne czynności, a na koniec i tak utykam w swoich problemach - szepnął.
Wyciągnął pogięte i częściowo wyblakłe zdjęcie, na którym widniała młoda kobieta o bujnych, czarnych włosach.
- Nie wiem, gdzie jesteś. Tęsknię za tobą - wyszeptał przez łzy.
Upuszczone zdjęcie swobodnie opadło do strumyka. Nastała ciemność.

                                                                                                   Mateusz

mix (wielość światów, strumyk, księżyc, ciemność, słońce, zadufanie, nie wiem, istota, czarne włosy, ziemia, wyspa, cień).

Podeszła do strumyka i przeglądnęła się w nim. Zrezygnowana, próbowała rozczesać palcami swoje czarne, niczym ciemność ogarniająca drugą połowę wyspy, włosy. Nie było to łatwe. Światło księżyca lekko oświetlało ziemię, a wielość światów i gwiazd na niebie zachwycała.
Nagle, spomiędzy drzew otaczających strumyk, wyłoniło się stado wilków. Ich przywódca stanął na tylnych łapach, zmienił się w człowieka i spytał: 
- Co robisz na naszej wyspie, Słońce?
- Nie wiem... znalazłam się tu jakiś czas temu i nawet nie mam pojęcia, ile już tu siedzę, bo słońce tu nigdy nie wschodzi!
- Spokojnie, mała. Chodź z nami - powiedział przyjaźnie przywódca watahy - Zaopiekujemy się tobą.
Mówiąc "zaopiekujemy", miał na myśli "zjemy", ale czarnowłosa istota nie mogła tego wiedzieć, więc po chwili wahania zbliżyła się do zadufanego przywódcy wilków i razem z nimi weszła do lasu spowitego cieniem.

                                                                                                               Emilka (Epa)

mix (wielość światów, strumyk, księżyc, ciemność, słońce, zadufanie, nie wiem, istota, czarne włosy, ziemia, wyspa, cień)


Wyszłam z domu. Ciemność. Jedynym światłem był blask księżyca. Spojrzałam w górę. Ogrom nieba jak zwykle mnie przeraził. Zawsze, gdy na nie patrzyłam, zdawałam sobie sprawę, jak bardzo malutką, a zadufaną istotą jestem. Czy istnieje życie poza Ziemią? Inne galaktyki? Wielość światów? Jak wyglądają inne słońca?
- Nie wiem - Z zamyślenia wyrwał mnie obcy głos. W mroku dostrzegłam jedynie cień postaci oraz końcówki długich, czarnych włosów. 
- Widzisz ten strumyk? - Kobieta podeszła do światła, po czym pokazała na nieopodal płynący strumyk. 
- Myślisz, że ma marzenia? Na przykład o tym, by stać się trochę większą rzeką, bądź siejącym strach i wprawiającym w zadumę oceanem? - Stanęła obok mnie. 
- Możliwe - Wpatrywałam się w strumyk. Zamiast spytać kim jest, postanowiłam kontynuować rozmowę.
- Może chciałby mieć własne wyspy, o które by dbał, bądź zatapiał - ciągnęła.
- Nawet jeśli, to po co o tym myśleć, to i tak mało prawdopodobne. - Spojrzałam na nią. Z jej bladej twarzy patrzyły na mnie oczy,  pytające: "Skąd wiesz?"...
                                         
                                                                                                                        Ania

poniedziałek, 29 stycznia 2018

mix (galareta, pociąg, ciastka)

Tak siedzę i słucham, jak pociąg zatacza kółka na plastikowych torach. Kręci się bez celu i cieszy mnie odrobinę, i odrobinę wprawia w niejaką senność i zadumanie.
Zauważam na torach z plastiku okruchy ciastek. Pociąg się wykoleił. Może powinno mnie to w jakiś sposób poruszyć, zasmucić. Ale w końcu stało się coś ciekawego. 
Małe kółeczka odwrócone do góry, jedno odczepiło się i wpadło pod szklaną komodę. Okruch nadal leży tam, gdzie leżał i będzie stanowił zagrożenie dla kolejnego pociągu. 
Sytuacja jest beznadziejna i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę posiąść się ze zdumienia; trzęsę się jak galareta i śmiechem zagłuszam świst pociągu, już ruszył następny. I nagle cicho, śmiech mi się załamał. Co powie mama, gdy wróci?

                                                                                                 Patrycja

Mix (galareta, pociąg, ciastka)

Noc. Ciemność. Ciastka leżące spokojnie w torbie. One nie wiedziały, że będą za chwilę sprawcami zbrodni. 
Szmery. Ciemny zaułek. "Słodki Zabójca" (jak nazywały go media) grasował w naszym ponurym mieście od tygodnia. Jego plan działania był prosty. Chwytał ofiary w nocy i ciągnął w zaułek, a żeby nie mogły krzyczeć, wciskał im do gardła tony ciastek. Nad ranem policja znajdowała ofiary z podciętym gardłem, wysmarowane czekoladą na całej twarzy.
Kroki. W tle szmer samochodów. Co ciekawe, morderca zabijał tylko kobiety - wysokie i szczupłe. Manifest tłustej baby? Zazdrość o nieosiągalne wymiary modelek? Lub też całkiem co innego, ale  to ja miałam być kolejna. 
Kroki. Tak, to zdecydowanie kroki. Nie moje. Jezusmario! Byłam najbardziej rozpoznawalną modelką w tym mieście, na szczęście nie wychodziłam z domu. Dopiero teraz, kiedy zostałam jedyną S w tym grubiańskim miasteczku, zaczęłam się bać. Musiałam uciekać.
Biegnę. Kroki stają się coraz gęstsze. Goni mnie! Żeby tylko zdążyć do pociągu, wskoczyć, odjechać do innego miasta. Ale stało się! Ktoś chwyta mnie za rękę, odwraca szarpnięciem, widzę go. Faktycznie. Kobieta. Gruba. Sięga ręką z ciastkami ku mojej twarzy. Ale ja jestem szybsza. wyciągam z torebki i wciskam jej do paszczy. galaretę. Cofa się, wyswobadzam się. 
- Fuj! - pluje zaskoczona.- To jest zdrowe!- krzyczy przerażona.
- Dietetyczna! - krzyczę. - Vegańska! - wrzeszczę, gdy zabójczyni wije się konwulsjach...
Bezpiecznie dobiegam do dworca. 

                                                                                                Karolina

Mix (galareta, pociąg, ciastka)

Czekanie jest zawsze najgorsze. Nigdy nie umiałam zająć się wówczas sobą. Moje myśli spływały w różne kierunki, których zbytnio nie kontrolowałam. Minął kwadrans. Pociąg, który zabierze mnie z wesołej stacji Dzieciństwo do ponurej o nazwie Dorosłość, definitywnie się spóźniał. To trochę jak ze mną samą. Powinnam już być dojrzała i z dziwnym, skwaszonym grymasem odpowiednim dorosłym ludziom planować swoją przyszłość na studiach. Ja jednak stoję tutaj z różową walizką i głową pełną pomysłów, które pasują tylko do dzieci. W dodatku ten wrześniowy poranek okazał się wyjątkowo chłodny, więc trzęsę się niczym galareta, gdyż nie przyszło mi do głowy, aby wziąć jakąś grubszą kurtkę. Jestem pewna, że wszyscy się na mnie gapią. Nie wyglądam na przyszłą poważną studentkę poważnego kierunku w poważnym dużym mieście. Mimo to, z uśmiechem podchodzi do mnie jakiś chłopak. - Hej, widzę, że ten poranek przeraża cię tak samo jak mnie. Może nie pomogę ci przeskoczyć problemów, ale właśnie kupiłem takie pyszne ciastko... Chcesz kawałek? Uśmiecham się i czuję, że może przyszłość nie maluje się w tak ciemnych barwach.

                                                                                                     Marta

Zaraz wracam

Gdzieś się zgubiłam. Pomiędzy duszą a ciałem. Dałam się pochłonąć własnym myślom. Tonę w milionach wspomnień - tych dobrych i tych złych. Tam daleko, za wczorajszym różowym zachodem słońca  i dwiema porannymi refleksjami, czeka na mnie reszta świata. Trochę przerażająca i nieprzewidywalna. Czy nie lepiej byłoby zostać w bezpiecznej skorupie własnego wewnętrznego życia? Prawdziwe życie wydaje się być okrutne i bezlitosne. Boję się, nie mam go pod kontrolą. Mogłabym trwać tak wiecznie. Ale czy taki byt ma sens? Czasami muszę się odważyć. Nie mogę zmarnować tak życia. Czas zacząć żyć, a nie tylko być. Zaraz wracam. Trochę się pogubiłam.

                                                                                                   Marta

Zaraz wracam

Wysokie dźwięki w rytmicznych odstępach pędzące na wagonikach kolejki górskiej po zakręconym kablu telefonicznym. Czekanie.
- Halo?  Głos męski, zaspany.
- Dzień dobry, proszę pana, co nowego, gdzie pan jest?
- Droga madame, ależ jestem.
- Ale gdzie?  Madame po drugiej stronie telefonicznej serpentyny nie rozumie. 
- Nie widzę pana, a wszyscy tu na pana czekamy.
- Jestem  Głos zdecydowany, z irytacją.
- Co to znaczy, proszę pana, pociąg zaraz odjedzie, proszę się pospieszyć.
- Pani pyta, co znaczy, że jestem; otóż stan bycia podobny jest do stanu niebycia, z tym, że zupełnie    na odwrót. Jeszcze chwilę temu nie byłem pewien, ale teraz wiem, że zdecydowanie jestem.
- Dobrze że pan jest. Głos madame zdenerwowany, z irytacją ściskany kabel.
- Ale ja się pytam: "gdzie" ?! A nie, czy "w ogóle".
- Ach... gdzie...  Głos rozmarzony, niepewny - W tym miejscu, gdzie nikt mnie nie zmusza do bycia, stąd ta niepewność. Jeszcze przed chwilą byłem w świecie pomiędzy byciem, a niebyciem i wybrałem bycie. Pani telefon mnie upewnił, że wybór był zły. Nie chce mi się być tutaj, gdzie wszyscy mnie poganiają. Zaraz wracam do stanu pomiędzy i zmieniam decyzję.  Dwie serie po trzy piknięcia. Madame odkłada telefon i odwraca się do grupy ludzi wpatrzonych w nią.
- Jedziemy kolejnym pociągiem  Głos bezbarwny. - Pan Poeta jest jeszcze w łóżku i właśnie powtórnie zasypia.
                                                 K U R T Y N A

                                                                                                          Karolina

Zaraz wracam

Spadający z drzewa liść.

     Chwile są jak klonowe noski, wirujące bezmyślnie i bez końca, by nagle zderzyć się z  ziemią.
Kończą się nagle i nie wracają; trwają wieczność, a pozostaje po nich jedynie cień. 
    Cień - wspomnienie migających kolorów, ruchu, wiatru we włosach. Jesień wżerająca się w korony drzew, kasztany uderzające o ziemię. Kolejne chwile osiadają jak kurz na powiekach. toną w przepaści umysłu - albo ty toniesz w nich, jak kamień rzucony w staw.
    Chwil jest za dużo. A jednocześnie za mało. Za dużo - bo gdy znajdziesz jedną, zaraz dopadną cię inne, ciągną się jedne za drugą jak lawina. Spłoszone stado ptaków. Za mało - bo muszą się kończyć. Nie wrócą.

                                                                                Magda