sobota, 24 lutego 2018

Brzydota



Lodowaty wiatr przeszywa moje dłonie. Czekam; myślę. Świat jest bury, jak zwykle. Bure chmury, bury beton. Zza zeschniętego świerka, rosnącego na czyjejś posesji, wychyla się kot. Moje czekanie nagle się kończy - myśli jak rzepy przylepione do kociego ogonka, zaczynają się kiwać. Tykają. Jak metronom. Wraz z nim. 
Wyciągam łagodnie lodowate dłonie; istota koślawo, niezdarnie podchodzi. Miękkością roztkliwia się pod palcami. Przymyka brudne oczy. Z gardła zaczyna dobywać dźwięk - jak kaszlący, dławiący się kran, rdzewiejący od lat. Niewdzięczne mruczenie. Między czarnymi łatami sierści rozlała się biel - teraz zszarzała. Jakby nasiąkła burą rzeczywistością. Poszarpane uszy, niby obsypane śniegiem. Istota niepiękna. Godna pożałowania.

                                                                                                       Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz